sobota, 20 grudnia 2014

Co potrafi 7 miesięczny Erik?

Dawno nie pisałam ale jak sie ma takiego strasznego łobuza w domu to sie nie ma czasu dla siebie. Postaram sie w najbliższym czasie trochę uzupełnić. 

Koleżanki, które bloggują zmotywowały mnie do napisania podsumowania umiejętności mojego syna. Za pare lat na pewno zapomnę co potrafił robić w tym wieku więc będzie to rôwnież cudowna pamiątka dla mnie. 

Zacznijmy od tego, że ma 2 dolne jedynki które zdobył w 5 miesiącu życia. Górnych na razie brak ale lekarz twierdzi, że idą 4 górne na raz. Uhh no to czekamy. 


Nadal nie przesypia nocy. Budzi się raz-dwa razy na mleczko. 
Nadal karmię piersią ale od czasu do czasu mały dostaje mm. 
ok 10 je kaszkę 
ok 13-14 obiadek
ok 17-18 deserek/owoc
Coś mu obiady nie wchodzą. Jego obiady bo nasze są przepyszne. Czasem go oszukuje i klade sobie na talerz przygotowanego dla niego brokula czy ziemniaka.  Wtedy jest pyszne ! 
Owoce uwielbia. 
No i soki - wszystko z jabłkiem. Rozcieńczone pol na pol z wodą. (Samą wodą pluje na odległość. ) potrafi sam pić z niekapka chociaż i tak zawsze cały poobklejany jest. 

Jeśli o jedzeniu mowa to nie ma problemu z grudkami czy nawet kawałkami. Zjada również biszkopty czy herbatniki i pięknie wszystko "gryzie"
 
Raczkuje 
W wieku 5 miesiecy zaczal pełzać juz do przodu potem stawał na kolankach i bujał sie do przodu i do tylu.  Długo trwało, aż zrozumiał, że w ten sposób może się sprawnie przemieszczać jednak chwile przed ukończeniem 7 miesięcy nadeszła ta chwila kiedy przeraczkował cały pokój i tak z dnia na dzień porzucił pełzanie. 
Takie  zdjecie marudne wrzucam bo innego nie mam. (Ostatnio czyscilam telefon bo miałam znowu za dużo fotek syna) 
Jeszcze do raczkowania wracając to dziecko moje nie może tego robic jak każdy - na kolankach tylko na jednym kolanku a drugiej jodze postawionej. Wyglada to komicznie ale najwidoczniej mu tak wygodniej bo zaczynał normalnie a potem to zmodyfikował.  
Siedzi i sam siada
Długi czas z raczkowania siadał podpierając się jedną ręką. Kiedy chciałam go posadzić leciał na bok więc odpuściłam z sadzaniem go aczkolwiek trochę sie martwiłam ze nie siedzi sż w koncu w ubiegłą środę nastał wielki dzień kiedy to moj syn sam usiadł i siedział. 
Cudowny widok cały czas nie mogę się napatrzeć jak siedzi. Jakie ma proste plecki :-) 
Teraz jak do czegoś podraczkuje to nie kładzie się na brzuch żeby się pobawić a siada :-)

Stoi / podciąga się do stania

Oj to jest jedno z ulubionych zajęć mojego urwisa. Zaczęło sie od wdrapywania sie na mnie zaraz po obudzeniu. Potem przy ławie, w łóżeczku przy bramce do kuchni i w koncu przy wysokiej kanapie. 
To trudne zadanie było. Teraz jakos za szybko mu to idzie. Pamietam, że na początku często upadał teraz to zdążą sie raczej jak przekombinuje albo... Ale o tym za chwile. W kazdym razie stoi juz bardzo stabilnie przez dobrych pare minut. 



Próbuje chodzić

Oczywiście jeszcze nie sam ale jak sie go weźmie za raczki czy pod paszki to od razu idzie. Mógł by tak cały dzien. Oczywiście nasze kręgosłupy są przez to w opłakanym stanie ale skoro nasze ukochane dziecko chce... Biegamy.  Jak tylko któreś z nas usiądzie to zaraz jest przy nas i wyciąga raczki zeby z nim chodzić. 

Próbuje rósnież swoich sił w chodzeniu przy meblach. Kanapie, ławie. I to tu najczęściej traci równowagę i sie przewraca. Z jednej strony jestem zła jak nie uda mi się go złapać z drugiej upadają też sie musi nauczyć. 
Dziś intensywnie ćwiczył schłodzenie ze stania znowu na podłogę bo do tej pory stał i darł się żeby go ściągnąć. 
Oprócz tego 
Wali zabawką o zabawkę
Zabawką o stół
Wyrzuca zabawki i patrzy jak lecą
Jest ostrzożny wobec obcych i dosyć nieśmiały.  Jak ktoś sie uśmiecha a on jest u mnie na rekach to chwile sie przygląda a za chwile odwzajemni uśmiech. Pi parunastu minutach gość już jest " jego" i zachęca go do zabawy w chodzenie z nim po pokoju. Gorzej jeśli ktoś go weźmie od razu. Wtedy jest krzyk. 
Chodzi spać o 19. Śpi u nas w łóżku.  Kiedy przychodzi godz 18:30 zaczyna trzeć oczy i popłakiwać. Wtedy kąpiel, piżamka, cycuś i o 19 spi. Nie da sie przełożyć do łóżeczka wiec spi z nami. A my to uwielbiamy :-)
Potrafi się chwilę w skupieniu bawić ale szybko się rozprasza. 

Uwielbia naszą sunię i często częstuje ją swoimi ciasteczkami.  

Ma łaskotki. Na brzuszku, stópkach i na szyji. 

Śmieje się dużo i gaworzy. Najczęściej ba-ba-ba ale jak płacze lub marudzi jest przeważnie ma-ma ma-mu ma-my :-)



To chyba wszystko. Jeśli cos mi sie przypomni to uzupełnię. 

środa, 29 października 2014

Był sobie łobuz

Znów muszę wrócić do wyobrażeń o idealnym dziecku z czasów nie bycia mamą.
Ja jako niemowle byłam aniołkiem. Moja mama mogła mnie zostawić w jednym miejscu wrócić za godzinę a ja nadal tam byłam i grzecznie przekładałam moje zabawki.
No więc mój potomek we mnie się nie wdał.
Czasami wydaje mi się, że wstąpia w niego jakiś diabeł.
No cóż. To, że jest aktywny i skręcony to wiedziałam już dawno.
Jednak ostatnimi czasy odkrył miłość do ... łobuzowania.

Odkąd zaczął kulać się na brzuch i z powrotem na plecy a do tego doszło coraz sprawniejsze pełzanie to nie sposób go upilnować! Ciągle znajduję go poza naszą matą-puzzlami. Często schodzi z niej i zaczyna nią ruszać na wszystkie strony.





Ale to jedno z najmiejszych łobuzerskich zachowań mojego syna.

Ostatnio zostawiłam go na środku owej maty za chwilę wracam i widzę taki o to widok :

No  koło tego kwiat leżało jeszcze dziecko, którego na zdjęciu już nie ma bo rzecz jasna od razu zabrałam, żeby zprawdzić, czy wszystko okay. Nie musiałam długo się zastanawiać bo na jego twarzy gościł uśmiech od ucha do ucha.

Do tego wszytskiego otwiera szuflady (bogu dzięki jeszcze nie wyciąga z nich wszystkiego bo tam nie dosięgnie... jeszcze), kładzie się pod bujakiem i paca go ręką żeby się huśtał, próbuje schodzić sam z kanapy, leżąc na niej albo próbuje złapać serwetę z ławy albo dorwać butelkę co stoi na podłodzę.
Butelka się przewróciła a dziecko chcąc ją dosięgnąć zaczęło spadać z kanapy... Na szczęście mama zawsze na posterunku ;-)

Babcia Erisia się śmieje, że jak go biorę na kolana to on już patrzy co by tu zbroić. Aż mu się oczy świecą :-)

No już nie mówię o rzucaniu sie na mojego laptopa czy Iphone'a. Jak się dorwie do tego pierwszego to wali ręką po klawiaturze i się cieszy jak coś pozmienia. Do tego nagminnie wciska pauzę jak coś oglądam. Kiedyś właśnie obudziło mnie takie "bum, bum, bum" po komputerze.

Dziś znów mnie zaskoczył. Zostawiłam go na naszym łóżku (zabezpieczonym bo z jednej strony jego łóżeczko a z drugiej ściana.
Sprzątam sobie jego ubranka ale coś mi się za cicho wydawało. Odwracam się i co widzę? Mój synuś rozwiązuję kokardki z ochraniacza!





 Łobuzowanie stało się jego pasją. Ale chyba byłoby mi strasznie nudno jakbym miała grzeczne dziecko. U mnie modus "oczy do okoła głowy" już włączony a nawet to czasami nie starcza. Aż się boję co to będzie jak zacznie raczkować do czego już wytrwale trenuje 



Ale jak tu nie kochać tego szkodnika ?
Skoro jego zachowanie potrafi również i wzruszyć mnie do łez. 
Dowód?


I jak tu być na niego złą? :-)

Dobranoc. Muszę się wyspać na kolejny dzień wrażeń. 
Tym bardziej, że ostatnio startujemy go już ok godziny 5 rano :-O

piątek, 17 października 2014

Nie mogę się napatrzeć


To niesamowite jak bardzo lubię patrzeć na moje dziecko. 
Jestem z Erikiem od 5 miesięcy i 11 dni 7 dni w tygodniu 24 godziny na dobę i co? 
Myślicie, że jego istnienie stało się dla mnie oczywiste i zwykłe? 
Otuż nie! Codziennie dziękuję Bogu, że go mam, że jest zdrowy. Codziennie zachwycam się tym jaki jest piękny, jak się uśmiecha, jak na mnie patrzy, jak je, jak się bawi... Jak, jak, jak...
Nie potrafię się na niego napatrzeć! 
Teraz leży koło mnie, śpi przytulony. A ja zachwycona wsłuchuję się w każdy jego oddech. Delektuję się dotykiem jego ciepłego ciałka. Muszę się powstrzymywać by go nie całować by się nie obudził. ( Ajjj jakie to ciężkie :-) ) 

Chyba dla każdej matki JEJ dziecko jest najpiękniejsze. Dzięki grupie znajomych z forum codziennie oglądam dzieci w wieku mojego syna. Wszystkie są śliczne bez dwóch zdań! Ale moje dziecko jest najładniejsze :-) i myślę, że którą kolwiek z nich bym nie zapytała odpowiedziały by tak samo.  

Pamiętam kiedy się urodził mój syn. kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. kiedy położyli mi go na piersi. 
Był taki piękny! Taki mój!
Nie wiem jak było u was ale ja miałam wrażenie, że właśnie takiego go chciałam. Takiego sobie wymarzyłam i NIC bym w nim nie zmieniła. 
Jest idealny. 
Jest Erikiem 

I chyba już nigdy nic nie będzie zwykłe :-) 







piątek, 3 października 2014

w podróży z niemowlakiem cz.2 - Samolot

Bardzo nie lubię latać samolotami. Już na parę dni przed chodzę poddenerwowana.
Jednak ze względu na to, że czamami chciałabym odwiedzić moją rodzinę sama bez męża jestem zmuszona do takiej podróży.

Tym razem byłam jeszcze bardziej spanikowana.
Czy wszystko się z biletem pasuje?
Ile będziemy stali przy odprawie?
Jak ja dam radę z wózkiem?
Czy będę mogła przewieźdź tak wózek?

No właśnie o wózek się najbardziej martwiłam. Szczególnie, że wyczytałam, że wózek musi się całkowicie składać a mój to fotelik samochodowy na składanym stelażu.
W internecie znaleść rzetelnych informacji na ten temat nie potrafiłam więc zadzowniłam do LOTu
tam powiedzieli mi, że to zależy od lotniska. Zadzwoniłam na lotnisko a tam bardzo zmęczona pani powiedziała, że ona w sumie nie wie. Ale chyba można bo ludzie biorą do samolotu...
No tak jak się ma osobne miejsce wykupione dla dziecka za pełną cenę to można.


Jak dojechaliśmy na lotnisko to pierwsze co chciałam zdać bagaż i zapytać co z tym wózkiem.
Jakie było moje zaskoczenie, że nie musiałam stać w kolejce (stałabym na pewno 20 min bo to czas Oktoberfest) tylko czekało na mnie osobne okienko podpisane Family. Szybciutko Pan mi wytłumaczył jak to jest z tym wózkiem.

A więc to wyglądało tak, że nasz pojazd był potraktowany jako bagaż rejestrowany. Każda część dostała osobną naklejkę i musiałam go zdać dopiero przed samym samolotem.

Po zdaniu bagażu poszliśmy jeszcze coś zjeść. Mój syn mnie miło zaskoczył ponieważ bardzo grzecznie się sobą sam zajmował



Później były ostatnie chwilę z tatusiem, który zaprowadził nas aż do bramek.





 
Przy bramkach był jedyny trudny moment ponieważ musiałam rozłożyć wózek. Fotelik i torba do prześwietlenia, wózek wyjechał i był sprawdzany ręcznie czy nie ukryłam w nich jakiś strasznych rzeczy.  Małego musiałam wiąć na ręce i przejść przez bramki. Jednak nie mogę narzekać bo babeczka, która normalnie sprawdza tym pipającym czymś przytrzymała mi małego podczas rozkładania i składania wózka.

Teraz nie zostało nic innego jak przejść do naszego wyjścia a to była dłuuuga droga. Szło się z 15 min. 


Po drodze trzeba było również zmienić pieluchę. Nie trudno było znaleść odpowiedni do tego pokój.
 


Kiedy w końcu doszliśmy do naszego wyjścia zapytałam pana jak to będzie wyglądalo z wózkiem bo tu są przecież schody. Uśmiechnął się i powiedział, że mnie zaprowadzi więc wchodziłam jako pierwsza jeszcze przed "business class" 
 Pan zaprowadził nas do windy a od niej do drzwi, które miał otworzyć pan z autobusu. 

 Pan otworzył nam natychmiast jak dojechał i pomógł wnieść wózek.
Przy wysiadaniu również nie było problemu bo znalazły się osoby chętne do pomocy. 
Przed samolotem czekała pani, która zabierała bagaż rejestrowany tj. mój wózek. Musiałam go wtedy rozłożyć na dwie części a stelaż złożyć. 
Pani była pomocna i potrzymała Erika.

Jak zajeliśmy miejsce ( na szczescie okazalo sie, że miejsce obok nas było puste) Chwilę się pobawiliśmy


Następnie przyszła stewardessa zaproponowała pomoc w razie wojny i dała mi pas dla małego.
W  czasie startu i lądowania miałam go mieć na kolanach przypiętego pasem do mojego pasa.

Podobno aby u dzieci zlikwidować ból spowodowany różnicą ciśniej dziecko powonno przełykać więc my w trakcie startu się cycusiowaliśmy.

tu widać pas, którym był przypięty Erik

  
W trakcie startu. Taka prędkość, że aż zamazało :-)



Zaraz po starcie synuś zasnął. Stewardessa proponowała nam podusie i kocyk alw my mieliśmy własny.
  


Niestety jak odezwał się pilot informując, że osiągleliśmy maksymalną wysokość Eri się przestraszył i obudził. Wtedy zaczeło się zabawianie. Ale na szczęście było dużo interesujących rzeczy jak gazetki czy kubek po wodzie ;-)

Lot trwał 1 godz 20 min więc małynie zdążył zgłodnieć. Dlatego też przy lądowaniu trochę marudził ale po podaniu smoczka i odśpiewaniu całego repertuaru kołysanek - zasnął. Chyba jak połowa samolotu po tym moim występie :)


Po wyjściu z samolotu praktycznie to samo tylko w drugą stronę. Wózek już czekał tylko musiałam go złożyć. Autobus i na lotnisko.
Tu dopiero zaczęły się jaja bo nie mogłam odebrać bagażu jak inni bo wszędzie schody ruchome więc odsyłali mnie do wind gdzie musiałam daleko iść a do tego wszystko było opuszczone!
Przynajmniej kierunkowskazy były....

W końcu jakoś dotarliśmy. Walizki już były rozładowywane i akurat szła nasza. Jakiś miły pan azjata pomógł mi ją ściągnąć. Wyszliśmy a tam czekała już na nas babcia :-)
I na tym skończyła się nasza przygoda z lotniskiem. Na pewno następnym razem nie będę się stresowała. Aż tak...

Butelka dla dziecka karmionego piersią Lansinoh momma

Mój syn od urodzenia był karmiony piersią. Pokarmu miałam tyle, że i dwoje bym wykarmiła.
A do tego wszystkiego po prostu uwielbiałam tą bliskość z nim.
Nadal bardzo lubię nasze cycusiowe chwile. Przed porodem zakładałam, że będę karmić małego tylko do skończenia przez niego 6 miesięcy ale im bliżej ten czas tym bardziej jestem smutna.
Nie wyobrażam sobie go przestać karmić. Wcześniej wydawało mi się, że siedmiomiesięczniaki są już duże i to nawet głupio wygląda takie wielkie dziecko przy cycku.
Cóż po raz kolejny przekonałam się, że w ciąży to wszystko jest takie dalekie i teoretyczne. Jak już dzidziuś jest z nami to światopogląd zmienia się no... co najmniej o 90 stopni.

Chcę karmić dłużej i będę karmić dłużej. Skończę karmić jak JA będę na to gotowa.
To chyba racja, że matce jest się gorzej pożegnać z karmieniem niż dziecku.

Do czego jednak zmierzam bo się zapędziłam. Erik nie umiał pić z butelki.
Wypróbowałam już różne, NUK, Canpol Babies, AVENT i jeszcze inne. NIC! Wykręcał się i darł.
Odpychał butelkę.
Próbował ciągnąć ale mu to nie pasowało.
Zależało mi na tym, żeby się nauczył pić z butelki ponieważ chciałabym z mężem móc raz wyjść a moja mama powiedziała, że bez jedzenia nie zostaje. Nawet jeśli bym wyszła o 20 (jak już mały śpi na jedzenie budzi się dopiero o 4)

Po długich poszukiwaniach odpuściłam. Trudno. Już nic mu nie pasuje. Jestem na niego skazana 24/7


Parę dni temu poszłam do drogerii po wkładki laktacyjne, słoiczki dla małego itp.
Kiedy włóczyłam się po dziale dziecięcym wpadła mi w oko butelka z Lansinoh ( uwielbiam wkładki laktacyjne z tej firmy!)
Podpisane, że dla dzieci karmionych piersią. Zaintrygowała mnie ponieważ smoczek miał inny kształt. Bardziej przypominający pierś.

Przyznam się butelka była chyba z 3 razy odkładana na półkę i znowu pakowana do koszyka.
Niestety nie należała do najtańszych ponieważ kosztowała ok. 8 EUR
Ale zdecydowałam się. Miałam do wyboru małą ale z wolnym wypływem i dużą 250 ml z średnim wypływem. Postawiłam na dużą ponieważ z moich cycków to tryska więc mały denerwowałby się gdyby wolno leciało.

Kiedy dałam małemu ją po raz pierwszy spojrzał na mnie z miną dość zdziwioną i nie chciał nawet zaciągnąć ale wzięłam go na sposób i położyłam się z nim i przytrzymałam butlę przy piersi. Zaciągnął! I co ważniejsze, pił!



Kiedy już się najadł siam musiał zbadać nowy obiekt :-)


Smoczek ma rzeczywiście przypomina sutek i malutki też łapie go jak pierś.
Pierwszy raz moje dziecko wypiło z butelki 100 ml mleka! A dzisiaj było już 120 ml.
Przy innych butelkach złościł się i wypił (a raczej wylał na siebie i na mnie ) 10 ml. mleczka.


Sama butelka mojego oka nie cieszy. Powiedziałabym nawet, że jest brzydka ale smoczek niestety nie pasuje do innych moich butelek.
W internecie znalazłam inne butelki z Momma.
Wyglądają już bardziej zachęcająco ale trochę nie jestem przekonana co do kształtu butelki


Te butelki występują również w wersji kubka niekapka i ze słomką





wtorek, 16 września 2014

W pogoni za przespanymi nocami czyli dlaczego moje dziecko śpi z nami

Kiedy byłam w ciąży oglądałam filmy w których idealni rodzice kładli swoje idealne przepięknie ubrane dzieci do łóżeczek, dawali całusa, mówili dobranoc, gasili światło i wychodzili z pokoju i przytuleni do siebie stali w drzwiach i podziwiali jak maleństwo samo zasypia.
Rzeczywistość jednak szybko zweryfikowała moje oczekiwania. Bowiem i mi i mojemu dziecku do ideału wiele brakowało. 
Ja zmęczona, chodząca niczym zombie, obolała po porodzie. Moje dziecko w ubrankach już nie tak pięknie dobranych ponieważ większość została albo obsikana albo orzygana.

Czułam się oszukana! A najgorsze czekało mnie wieczorem kiedy mój uśpiony królewicz lądował w swoim pięknie pościelonym łóżeczku z baldachimem. Zdążyłam się wyprostować a on już nie spał. 
Za każdym razem... Pierwszy miesiąc walczyłam i konsekwentnie odkładałam go do łóżeczka. Po n-tej pobudce zasypiałam na siedząco przy piersi. I co się okazało? przy mnie spał 3 godziny bez przerwy! 
Jednak ja nie chciałam zaakceptować, że moje dziecko nie umie zasypiać samo. 
Szukałam pomocy u położnej, znajomych mam. Nic się nie sprawdzało. Pewnej nocy prawie mdlałam ze zmęczenia. Bałam się wstać bo zasypiałam na siedząco i kręciło mi się w głowie. Wypłakałam się wtedy mojej położnej a ona zapytała czemu właściwie nie chce spać z synkiem.
Wtedy do mnie dotarło... No właśnie! Dlaczego nie? Nie umiałam odpowiedzieć. 
Przecież już w szpitalu pielęgniarka kazała mi wziąć małego do łóżka ponieważ nie potrafił sam zasnąć. Tłumaczyła mi, że są dzieci, które bardziej niż inne potrzebują maminego ciepła.
Tego dnia wyzbyłam się reszty złudzeń, że mój syn będzie takie jak te "idealne" dzieci.
Tej nocy mały wylądował u nas w łóżku i to była pierwsza noc, w której się naprawdę wyspałam.
Tak oto mój cudaczek zamieszkał u nas na dobre.


Dzisiaj nie podchodzę do tego już tak poważnie. 
Śmieje się z siebie samej czego ja w tej ciąży nie wymyślałam. Jak się wymądrzałam, że mój syn na pewno ze mną spać nie będzie! 
Teraz nie umiem sobie wyobrazić nocy bez niego. Chyba nie umiałabym już zasnąć nie czując jego ciepełka i przyjemnego dotyku kiedy się we mnie wtula.
Aż się chce wstawać jak ktoś zgotuje taką pobudkę :-)
Dzień dobry mamusiu! Pobawmy się!

Teraz daleko mi do oceniania kogoś, kto ma inne metody wychowawcze niż opisali w mądrych książkach  czy filmach. 
Macierzyństwo otworzyło mi oczy, 
Bardzo szeroko. 

     

czwartek, 11 września 2014

W podróży z niemowlakiem cz. 1 samochód

Witajcie! Strasznie dawno nie pisałam ale czas leci tak szybko.
Z jednej strony cieszę się, że mój synek tak szybko rośnie i tak doskonale się rozwija i uczy nowych umiejętności. Z drugiej - chcialabym zatrzymać te chwile jak najdłużej.
W ostatnim tygodniu byliśmy w górach więc chciałabym wam opowiedzieć trochę o podróżowaniu z niemowlakiem i jak ja sobie radzę z moim samochodowym terrorystą. 

Los tak chciał, że między mną a moją najbliższą rodziną jest prawie tysiąc kilometrów. 
W innym razie chyba bym się nie pokusiła na tak daleką drogę szczególnie, że mój synuś nie jest fanem jazdy w foteliku. 

Zacznę od tego co należałoby zabrać i mieć pod ręką. 

1. Po pierwsze i najważniejsze zapas pampersów ( jako, że nasza podróż miała trwać około 12 godzin zabrałam ze sobą 8 pampersów.
2. mokre chusteczki ( nie tylko do pupci ale również wycieranie rączek, buzi.
3.krem do pupy i inne akcesoria potrzebne do przewijania. 
4. ubranka na zmianę. Ja miałam dwa komplety ale jeśli droga jest krótsza można zabrać jeden.
5. zabawki (ja zabieram ich sporo ponieważ mój szkrab szybko się nudzi)
6. pieluchy tetrowe ( ja mam zawsze 2 sztuki przy sobie)
7. Ja karmię piersią więc na drogę koniecznie laktator, butelkę i wkładki laktacyje.
Mnie mój laktator nie raz w drodze uratował bo czasami się jedzie i przez paredzieści kilometrów nie ma ani stacji benzynowej ani nawet parkingu gdzie można stanąć i nakarmić.
Moje dziecko należy natomiast do tych, które jak poczują głód to muszą dostać jedzenie NATYCHMIAST i krzyczą w niebogłosy. Dlatego albo wcześniej mam ściągnięty pokarm albo dopiero na szybko ściągam gdy jest taka potrzeba i karmię z butelki do zaspokojenia pierwszego głodu.
8. Tego nie trzeba koniecznie ze sobą zabierać ale ja uważam to za bardzo przydatne. 
Materacyk na przewijak. Raz, że na urlopie może się przydać a dwa, że jest idealny, żeby maluch mógł wyprostować kręgosłup.

Aby maluszek mógł trochę wypocząć robimy przerwy mniej więcej co 2 godziny. Przerwa trwa około 30-40 min. w tym czasie jest przewijanie. Prostowanie. Właśnie tu używam tego materacyka. Albo kładę go na tylnym siedzeniu i mały może poleżeć albo kiedy jest cieplutko na dworze kładę go na nim na ławce czy stole. Tak ostatnio byliśmy w KFC i malutki ładnie bawił się leżąc na stole. Oczywiście cały czas pod moim okiem i ręką :-) Później ja karmię synka, mąż wychodzi z pieskiem (ona również z nami podróżuje.  A jak! Jak cała rodzina to cała!) i ruszamy w dalszą drogę

Czasami mimo, zabawiania, częstych przerw, pełnego brzuszka, suchej pieluchy mój mały potworek nadal jest bardzo niezadowolony co ogłasza wszem i wobec donośnym melodyjnym krzykiem.
O ile krzyk można jeszcze znieść o tyle jak pojawiają się łzy to ja wysiadam.... Wtedy szybko szukamy miejsca żeby się zatrzymać albo... niestety muszę go wyjąć z fotelika na minutę. Wtedy mąż jedzie bardzo ostrożnie ja małego uspokoję i odkładam z powrotem do fotelika. Może i to nie jest dobre. Za każdym razem się trochę boję ale na tego terrorystę nie ma innego sposobu. A myślę, że bardziej niebezpieczny jest zdenerwowany tata, który prowadzi w stresie.

Pierwszy raz jechaliśmy do polski mały miał niecałe 2 miesiące. Wtedy przespaliśmy się w hotelu w połowie drogi i to było najlepszym rozwiązaniem bo to była jedyna droga którą wspominam dobrze.
Co prawda było trochę stresu z przemycaniem psa do hotelu ale przynajmniej droga była okay.
Następnym razem jeśli będę mogła też przenocuję w połowie drogi bo i mały się uspokoi i my.


Na sam wyjazd co wam potrzeba to zostawię to wam. Najważniejsze są ubranka (ja mam zawsze minimum dwa komplety na dzień ) nożyczki, do paznokci, pieluchy tetrowe, zapas pampersów, termometr, lekarstwa. i to chyba wszystko niczego chyba nie zapomniałam.
Wanienkę kupili rodzice więc jej na szczęście zabierać nie musimy ale gdyby trzeba było zabrać to chyba bym kupiła taką podróżną no i łóżko turystyczne u nas też odpada bo mały śpi z nami.

Za tydzień po raz pierwszy polecę z małym samolotem.  Na pewno opiszę wam jak to wyglądało.

Tak odpoczywamy i prostujemy kręgi :-)

Czasami też śpi.. czasami...

A jak już plecki odpoczną to trzeba pooddychać świeżym powietrzem :-)

I regeneracja sił. Ale zabawki nie puszczę!

"Terrorysta? Ale, że to o mnie?" 

A tak podróżuje Lilli :-)

"A mogę do was na chwilę?" 




sobota, 2 sierpnia 2014

Jak mam zorganizowany przewijak.

No i jesteśmy po wizycie dziadków. Są przekochani, że tak często odwiedzają wnuka mimo, że tak daleko mieszkamy. Wcześniej byli w Paryżu i Ericzek dostał prześliczne ciuszki z Disneylandu :-) są jeszcze za duże ale nie ma nic lepszego niż trochę za duże koszulki na te upały.

Ale do tematu. Przewijak zorganizowałam sobie jeszcze przed narodzinami i w sumie nic nie zmieniłam oprócz tego, że jego ciuszki wyleciały z mojej szafy rownież na regalik. Przewijak sam w sobie szału nie robi. Marzyłam o pięknej komodzie z szeroką powierzchnią do przewijania, szafkami i szufladami. 
Realia są jednak takie, że mamy bardzo mało miejsca i musieliśmy wymyślić coś co by było wąskie. Najpierw myślałam nad przewijakiem na łóżeczko. Bogu dzięki, że tego nie zrobiłam bo nie wiem gdzie pochowałabym wszystkie Erisiowe duperelki. Najważniejsze,że wszystko mam pod ręką a o pięknej komodzie pomyśle przy drugim dziecku :-)


Oto mój przewijak. Jak widać to raczej regał do przewijania na kółkach. Matę mamy ceratową więc bez problemu można wyczyścić. 
Tak wygląda to z boku. W kartonie po pościeli mam u góry ubranka dzienne na dole piżamy i kurtki. 


Od góry z lewej : body z długim rękawem, body z krótkim, koszulki z krótkim rękawem
Od dołu z lewej : spodnie domowe, spodnie wyjściowe, koszulki z długim rękawem. 

Piżam nię będę dodawała bo zapomniałam zrobić zdjęcia. Pajace z długim, rampersy, i kurtki/ bluzy grube. 

Z boku wiszą koszule. 

Na dole stoi kosz na pieluszki. Na ostatniej półce pieluszki tetrowe. Obok stoi pudełko z czapkami i skarpetkami. 
Zielone pudełka u góry to od lewej pieluchy i akcesoria. 


Tu nie ma żadnego porządku. Wrzucam jak leci ale nigdy nie miałam problemu ze znalezieniem czegoś. 
Jak widać na wierzchu mam tylko sudocrem (bo go często używam) i oliwkę (żeby mi nie potłuściła niczego w pudełku. Jeszcze baranek jak mały mi za bardzo broi to dostaje go do rączki. Na parapecie mokre chusteczki i pachnące worki na zużyte pieluchy. W wnęce ramka ze zdjęciem mojego aniołeczka. No i to chyba na tyle :-)