środa, 29 października 2014

Był sobie łobuz

Znów muszę wrócić do wyobrażeń o idealnym dziecku z czasów nie bycia mamą.
Ja jako niemowle byłam aniołkiem. Moja mama mogła mnie zostawić w jednym miejscu wrócić za godzinę a ja nadal tam byłam i grzecznie przekładałam moje zabawki.
No więc mój potomek we mnie się nie wdał.
Czasami wydaje mi się, że wstąpia w niego jakiś diabeł.
No cóż. To, że jest aktywny i skręcony to wiedziałam już dawno.
Jednak ostatnimi czasy odkrył miłość do ... łobuzowania.

Odkąd zaczął kulać się na brzuch i z powrotem na plecy a do tego doszło coraz sprawniejsze pełzanie to nie sposób go upilnować! Ciągle znajduję go poza naszą matą-puzzlami. Często schodzi z niej i zaczyna nią ruszać na wszystkie strony.





Ale to jedno z najmiejszych łobuzerskich zachowań mojego syna.

Ostatnio zostawiłam go na środku owej maty za chwilę wracam i widzę taki o to widok :

No  koło tego kwiat leżało jeszcze dziecko, którego na zdjęciu już nie ma bo rzecz jasna od razu zabrałam, żeby zprawdzić, czy wszystko okay. Nie musiałam długo się zastanawiać bo na jego twarzy gościł uśmiech od ucha do ucha.

Do tego wszytskiego otwiera szuflady (bogu dzięki jeszcze nie wyciąga z nich wszystkiego bo tam nie dosięgnie... jeszcze), kładzie się pod bujakiem i paca go ręką żeby się huśtał, próbuje schodzić sam z kanapy, leżąc na niej albo próbuje złapać serwetę z ławy albo dorwać butelkę co stoi na podłodzę.
Butelka się przewróciła a dziecko chcąc ją dosięgnąć zaczęło spadać z kanapy... Na szczęście mama zawsze na posterunku ;-)

Babcia Erisia się śmieje, że jak go biorę na kolana to on już patrzy co by tu zbroić. Aż mu się oczy świecą :-)

No już nie mówię o rzucaniu sie na mojego laptopa czy Iphone'a. Jak się dorwie do tego pierwszego to wali ręką po klawiaturze i się cieszy jak coś pozmienia. Do tego nagminnie wciska pauzę jak coś oglądam. Kiedyś właśnie obudziło mnie takie "bum, bum, bum" po komputerze.

Dziś znów mnie zaskoczył. Zostawiłam go na naszym łóżku (zabezpieczonym bo z jednej strony jego łóżeczko a z drugiej ściana.
Sprzątam sobie jego ubranka ale coś mi się za cicho wydawało. Odwracam się i co widzę? Mój synuś rozwiązuję kokardki z ochraniacza!





 Łobuzowanie stało się jego pasją. Ale chyba byłoby mi strasznie nudno jakbym miała grzeczne dziecko. U mnie modus "oczy do okoła głowy" już włączony a nawet to czasami nie starcza. Aż się boję co to będzie jak zacznie raczkować do czego już wytrwale trenuje 



Ale jak tu nie kochać tego szkodnika ?
Skoro jego zachowanie potrafi również i wzruszyć mnie do łez. 
Dowód?


I jak tu być na niego złą? :-)

Dobranoc. Muszę się wyspać na kolejny dzień wrażeń. 
Tym bardziej, że ostatnio startujemy go już ok godziny 5 rano :-O

piątek, 17 października 2014

Nie mogę się napatrzeć


To niesamowite jak bardzo lubię patrzeć na moje dziecko. 
Jestem z Erikiem od 5 miesięcy i 11 dni 7 dni w tygodniu 24 godziny na dobę i co? 
Myślicie, że jego istnienie stało się dla mnie oczywiste i zwykłe? 
Otuż nie! Codziennie dziękuję Bogu, że go mam, że jest zdrowy. Codziennie zachwycam się tym jaki jest piękny, jak się uśmiecha, jak na mnie patrzy, jak je, jak się bawi... Jak, jak, jak...
Nie potrafię się na niego napatrzeć! 
Teraz leży koło mnie, śpi przytulony. A ja zachwycona wsłuchuję się w każdy jego oddech. Delektuję się dotykiem jego ciepłego ciałka. Muszę się powstrzymywać by go nie całować by się nie obudził. ( Ajjj jakie to ciężkie :-) ) 

Chyba dla każdej matki JEJ dziecko jest najpiękniejsze. Dzięki grupie znajomych z forum codziennie oglądam dzieci w wieku mojego syna. Wszystkie są śliczne bez dwóch zdań! Ale moje dziecko jest najładniejsze :-) i myślę, że którą kolwiek z nich bym nie zapytała odpowiedziały by tak samo.  

Pamiętam kiedy się urodził mój syn. kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. kiedy położyli mi go na piersi. 
Był taki piękny! Taki mój!
Nie wiem jak było u was ale ja miałam wrażenie, że właśnie takiego go chciałam. Takiego sobie wymarzyłam i NIC bym w nim nie zmieniła. 
Jest idealny. 
Jest Erikiem 

I chyba już nigdy nic nie będzie zwykłe :-) 







piątek, 3 października 2014

w podróży z niemowlakiem cz.2 - Samolot

Bardzo nie lubię latać samolotami. Już na parę dni przed chodzę poddenerwowana.
Jednak ze względu na to, że czamami chciałabym odwiedzić moją rodzinę sama bez męża jestem zmuszona do takiej podróży.

Tym razem byłam jeszcze bardziej spanikowana.
Czy wszystko się z biletem pasuje?
Ile będziemy stali przy odprawie?
Jak ja dam radę z wózkiem?
Czy będę mogła przewieźdź tak wózek?

No właśnie o wózek się najbardziej martwiłam. Szczególnie, że wyczytałam, że wózek musi się całkowicie składać a mój to fotelik samochodowy na składanym stelażu.
W internecie znaleść rzetelnych informacji na ten temat nie potrafiłam więc zadzowniłam do LOTu
tam powiedzieli mi, że to zależy od lotniska. Zadzwoniłam na lotnisko a tam bardzo zmęczona pani powiedziała, że ona w sumie nie wie. Ale chyba można bo ludzie biorą do samolotu...
No tak jak się ma osobne miejsce wykupione dla dziecka za pełną cenę to można.


Jak dojechaliśmy na lotnisko to pierwsze co chciałam zdać bagaż i zapytać co z tym wózkiem.
Jakie było moje zaskoczenie, że nie musiałam stać w kolejce (stałabym na pewno 20 min bo to czas Oktoberfest) tylko czekało na mnie osobne okienko podpisane Family. Szybciutko Pan mi wytłumaczył jak to jest z tym wózkiem.

A więc to wyglądało tak, że nasz pojazd był potraktowany jako bagaż rejestrowany. Każda część dostała osobną naklejkę i musiałam go zdać dopiero przed samym samolotem.

Po zdaniu bagażu poszliśmy jeszcze coś zjeść. Mój syn mnie miło zaskoczył ponieważ bardzo grzecznie się sobą sam zajmował



Później były ostatnie chwilę z tatusiem, który zaprowadził nas aż do bramek.





 
Przy bramkach był jedyny trudny moment ponieważ musiałam rozłożyć wózek. Fotelik i torba do prześwietlenia, wózek wyjechał i był sprawdzany ręcznie czy nie ukryłam w nich jakiś strasznych rzeczy.  Małego musiałam wiąć na ręce i przejść przez bramki. Jednak nie mogę narzekać bo babeczka, która normalnie sprawdza tym pipającym czymś przytrzymała mi małego podczas rozkładania i składania wózka.

Teraz nie zostało nic innego jak przejść do naszego wyjścia a to była dłuuuga droga. Szło się z 15 min. 


Po drodze trzeba było również zmienić pieluchę. Nie trudno było znaleść odpowiedni do tego pokój.
 


Kiedy w końcu doszliśmy do naszego wyjścia zapytałam pana jak to będzie wyglądalo z wózkiem bo tu są przecież schody. Uśmiechnął się i powiedział, że mnie zaprowadzi więc wchodziłam jako pierwsza jeszcze przed "business class" 
 Pan zaprowadził nas do windy a od niej do drzwi, które miał otworzyć pan z autobusu. 

 Pan otworzył nam natychmiast jak dojechał i pomógł wnieść wózek.
Przy wysiadaniu również nie było problemu bo znalazły się osoby chętne do pomocy. 
Przed samolotem czekała pani, która zabierała bagaż rejestrowany tj. mój wózek. Musiałam go wtedy rozłożyć na dwie części a stelaż złożyć. 
Pani była pomocna i potrzymała Erika.

Jak zajeliśmy miejsce ( na szczescie okazalo sie, że miejsce obok nas było puste) Chwilę się pobawiliśmy


Następnie przyszła stewardessa zaproponowała pomoc w razie wojny i dała mi pas dla małego.
W  czasie startu i lądowania miałam go mieć na kolanach przypiętego pasem do mojego pasa.

Podobno aby u dzieci zlikwidować ból spowodowany różnicą ciśniej dziecko powonno przełykać więc my w trakcie startu się cycusiowaliśmy.

tu widać pas, którym był przypięty Erik

  
W trakcie startu. Taka prędkość, że aż zamazało :-)



Zaraz po starcie synuś zasnął. Stewardessa proponowała nam podusie i kocyk alw my mieliśmy własny.
  


Niestety jak odezwał się pilot informując, że osiągleliśmy maksymalną wysokość Eri się przestraszył i obudził. Wtedy zaczeło się zabawianie. Ale na szczęście było dużo interesujących rzeczy jak gazetki czy kubek po wodzie ;-)

Lot trwał 1 godz 20 min więc małynie zdążył zgłodnieć. Dlatego też przy lądowaniu trochę marudził ale po podaniu smoczka i odśpiewaniu całego repertuaru kołysanek - zasnął. Chyba jak połowa samolotu po tym moim występie :)


Po wyjściu z samolotu praktycznie to samo tylko w drugą stronę. Wózek już czekał tylko musiałam go złożyć. Autobus i na lotnisko.
Tu dopiero zaczęły się jaja bo nie mogłam odebrać bagażu jak inni bo wszędzie schody ruchome więc odsyłali mnie do wind gdzie musiałam daleko iść a do tego wszystko było opuszczone!
Przynajmniej kierunkowskazy były....

W końcu jakoś dotarliśmy. Walizki już były rozładowywane i akurat szła nasza. Jakiś miły pan azjata pomógł mi ją ściągnąć. Wyszliśmy a tam czekała już na nas babcia :-)
I na tym skończyła się nasza przygoda z lotniskiem. Na pewno następnym razem nie będę się stresowała. Aż tak...

Butelka dla dziecka karmionego piersią Lansinoh momma

Mój syn od urodzenia był karmiony piersią. Pokarmu miałam tyle, że i dwoje bym wykarmiła.
A do tego wszystkiego po prostu uwielbiałam tą bliskość z nim.
Nadal bardzo lubię nasze cycusiowe chwile. Przed porodem zakładałam, że będę karmić małego tylko do skończenia przez niego 6 miesięcy ale im bliżej ten czas tym bardziej jestem smutna.
Nie wyobrażam sobie go przestać karmić. Wcześniej wydawało mi się, że siedmiomiesięczniaki są już duże i to nawet głupio wygląda takie wielkie dziecko przy cycku.
Cóż po raz kolejny przekonałam się, że w ciąży to wszystko jest takie dalekie i teoretyczne. Jak już dzidziuś jest z nami to światopogląd zmienia się no... co najmniej o 90 stopni.

Chcę karmić dłużej i będę karmić dłużej. Skończę karmić jak JA będę na to gotowa.
To chyba racja, że matce jest się gorzej pożegnać z karmieniem niż dziecku.

Do czego jednak zmierzam bo się zapędziłam. Erik nie umiał pić z butelki.
Wypróbowałam już różne, NUK, Canpol Babies, AVENT i jeszcze inne. NIC! Wykręcał się i darł.
Odpychał butelkę.
Próbował ciągnąć ale mu to nie pasowało.
Zależało mi na tym, żeby się nauczył pić z butelki ponieważ chciałabym z mężem móc raz wyjść a moja mama powiedziała, że bez jedzenia nie zostaje. Nawet jeśli bym wyszła o 20 (jak już mały śpi na jedzenie budzi się dopiero o 4)

Po długich poszukiwaniach odpuściłam. Trudno. Już nic mu nie pasuje. Jestem na niego skazana 24/7


Parę dni temu poszłam do drogerii po wkładki laktacyjne, słoiczki dla małego itp.
Kiedy włóczyłam się po dziale dziecięcym wpadła mi w oko butelka z Lansinoh ( uwielbiam wkładki laktacyjne z tej firmy!)
Podpisane, że dla dzieci karmionych piersią. Zaintrygowała mnie ponieważ smoczek miał inny kształt. Bardziej przypominający pierś.

Przyznam się butelka była chyba z 3 razy odkładana na półkę i znowu pakowana do koszyka.
Niestety nie należała do najtańszych ponieważ kosztowała ok. 8 EUR
Ale zdecydowałam się. Miałam do wyboru małą ale z wolnym wypływem i dużą 250 ml z średnim wypływem. Postawiłam na dużą ponieważ z moich cycków to tryska więc mały denerwowałby się gdyby wolno leciało.

Kiedy dałam małemu ją po raz pierwszy spojrzał na mnie z miną dość zdziwioną i nie chciał nawet zaciągnąć ale wzięłam go na sposób i położyłam się z nim i przytrzymałam butlę przy piersi. Zaciągnął! I co ważniejsze, pił!



Kiedy już się najadł siam musiał zbadać nowy obiekt :-)


Smoczek ma rzeczywiście przypomina sutek i malutki też łapie go jak pierś.
Pierwszy raz moje dziecko wypiło z butelki 100 ml mleka! A dzisiaj było już 120 ml.
Przy innych butelkach złościł się i wypił (a raczej wylał na siebie i na mnie ) 10 ml. mleczka.


Sama butelka mojego oka nie cieszy. Powiedziałabym nawet, że jest brzydka ale smoczek niestety nie pasuje do innych moich butelek.
W internecie znalazłam inne butelki z Momma.
Wyglądają już bardziej zachęcająco ale trochę nie jestem przekonana co do kształtu butelki


Te butelki występują również w wersji kubka niekapka i ze słomką