Ach jak ja sobie wyobrażałam spacerki. Pięknie ubrana mama, dziecko śpiące w w wózeczku. Mama siedzi na ławeczce i czyta książkę. Noo taaak. Oczywiście to tak nie wyglądało. Pomijając, że pierwszą książkę po porodzie przeczytałam kiedy mały skończył 10 miesięcy ;-)
Wracając do spacerów to był horror.
Przeważnie biegłam na zakupy szybko a i tak wracałam biegiem z drącym się dzieckiem. Od czasu do czasu udało sie go uśpić w wózku ale spał 20 i dalej dawał koncert. Szybko zrezygnowaliśmy z gondoli i kiedy Eri miał niecałe 2 miesiące przeprowadziłam go do fotelika.
Tak był w miarę zadowolony i o ile nasze wyjście nie trwało dluzej niz godzinę to siedział grzecznie. Ale skończyły sie i te czasy. Eri nawet w foteliku wrzeszczał wiec kiedy skończył 5 miesięcy zdecydowałam sie w końcu na chustę.
To był strzał w 10! Moj ruchliwy chochlik w chuście siedział jak taki króliczek :-)
Do dziś się chustujemy i tak potrafi wysiedzieć i 2 a pare razy zdażyło sie ze i 3 godz.
W miedzy czasie próbowałam ze spacerówką. Wózek miałam 2w1 wiec znów mój wózeczek urzekł mnie swą urodą. Mojego dziecka nie zachwycił. Na wyprawy ze spacerówką decyduje się tylko jak idzie z nami mąż. Trzeba być nastawionym na to, że trzeba go będzie nieść na rękach. I to większą cześć czasu.
Koleżanki kupują nowe wózki czego ogromnie zazdroszczę a ja? Chyba będę musiała sie rozejrzeć za nosidłem na lato bo w chuście i ja i moj syn sie zapocimy.
Ostatnio wypad z wózkiem był nawet całkiem całkiem co mnie natchnęło nadzieją. Erik pospał nawet godzinkę.
Ale smutna rzeczywistość wróciła juz kolejnego dnia kiedy znowu 80% spaceru moj syn spędził poza wózkiem
A jakby mu pozaczepiać trochę zabawek do pałaka? Może by dzięki temu więcej w nim wysiedział? Może trzeba go przyzwyczaić do wózka i codziennie po trochu z nim wychodzić i nie ustępować, jak tylko zacznie płakać?
OdpowiedzUsuń