Piątkowy dzień rozpoczął się jak zwykle o 6:30 ale nie od uśmiechu a od skwaszonej miny. Ahhh jak ja kocham takie poranki ! Nie ma co. Świat się śmieje. Męża nie dało się wygonić z łóżka więc zostało tylko ubrać marudę i iść z nim do dużego pokoju.
Zwykle nie pijam kawy. Jestem zwolenniczką herbaty. Jednak tego ranka żadna z posiadanych przeze mnie herbat nie dała by rady pobudzić mojego krążenia tak jak kawa.
Poruszanie sie po kuchni było o tyle utrudnione, że na spodniach od piżamy wisiał mały kleszcz.
Nie będę opisywać co dokładne robiliśmy. Niech wystarczy wam informacja, że na ten dzień było zaplanowane spotkanie z teściową, która doprowadziła mnie do wewnętrznego szału. Wiele kosztowało mnie nieuzewnętrznienie go biorąc pod uwagę, że miałam koło siebie marudząco-stękający dziecko.
Nie wiem dokładnie co się działo w nocy. Czyłam się jak na haju. Sny przeplatały się z rzeczywistością. 30 min spania, mizianie Erika, 30 min spania cycuś. 20 min spania, syrop. Spanie, pierś, kręcenie, stękanie, popłakiwanie. Wołanie o pomoc? Nie to ja. Chyba śniło mi się, że mrówki uprowadziły mi syna do mrowiska. Musiałam go wydostać i już wchodzę miedzy miliardy czarnych... Płacz. Cycuś. Pobudka. Co!? Już rano.
Poranek wyglądał tak samo jak poprzedni. Chyba tylko wolniej szlam do kuchni i głośniej szurałam kapciami.
Ten dzień był najgorszy. Eri co chwile wybuchał płaczem. Nieopanowanym, pełnym żalu. Właśnie tak płacze kiedy coś go boli. Oglądaliśmy na laptopie piosenki dla dzieci. Mój synuś skupiony. Nagły pisk. Palec do buzi i płacz.
Wychodził ząb. Druga górna jedynka.
Ten dzień był wyjęty z życiorysu. Tylko wymienialiśmy sie z mężem noszeniem, przytulaniem, śpiewaniem i uspakajaniem. Drzemki? Jakiś żart. Po 30 minutach obudził sie oczywiście z płaczem. Kiedy poszedł spać o 19 długo sie nie nacieszyłam. Zdążyłam nalać sobie pepsi i już usłyszałam krzyk.
No cóż wieczór spędziłam wiec z dzieckiem na klacie
Żal mi go było bardzo. Ale nic więcej nie migłam zrobić jak być przy nim i od czasu do czasu podać coś przeciwbólowego. Przed snem zayważyłam, że już ponad połowa sęba jest poza dziąsłem.
Niedziela minęła na marudzeniu. Trochę popłakiwała ale było lepiej. W końcu. Kiedy przyszedł czas na sen...
Hurra!!! Zwycięstwo!!! Cały ząbek wyszedł a uśmiech, którego nie widziałam prawie cały weekend zagościł na buzi mojego synka.
To nic, że to był już teepee time :-) bawiliśmy sie i śmialiśmy do późnego wieczora (21;-)) świętując nowy ząbek. A mój Eri zasnal w mig dając sie mamie w końcu wyspać ;-)
Tak. Jedynki górne to zdecydowanie najgorsze zębiska u nas. Przy pierwszej też były przeboje. Teraz czekamy na drugą górną dwójkę. Oby wyszła tak mimochodem jak i pierwsza.
PS. Jeszcze tylko dwa dni i świętujemy pierwsze urodzinki. Impreza w sobotę.
Mam nadzieję, że znajdę czas aby zfać relację :-)